Archiwum czerwiec 2006


cze 23 2006 Piątek/Sobota
Komentarze: 5

Heh, no i nareszcie upragniony koniec roku szkolnego... gimnazjum... starych znajomości. Mogę sobię powiedzieć, iż znów mi się udało. Po raz kolejny udowodniłem, że mi się uda... no cuż, szkoda, że zadaża się to tak rzadko...

Odrazu po odebraniu papierów pojechałem do Stalowej Woli (razem z wszystkimi klasowymi ziomkami) by odrazu pozawozić to wszystko do szkół. Pierwszym naszym ustalonym celem była szkołą pod Hutą, więc odrazu po przyjeździe tam ruszyliśmy. Kiedy zobaczyliśmy ile osób idzie do technikum na "Systemy i Sieci komputerowe" - opadły nam szczęki. W kolejce stało pond 40 osób, w reszcie profili - mało co (no może prócz filologicznego liceum). Kiedy nadeszła moja kolej składania papierów, podszedłem do stołu a żołądek już dawno miałem przy gardle. Kobieta wyrwała mi papiery szybko, jak by strasznie się śpiesząc, po czym zaczęła podliczać punkty. Egzamin, oceny, reszta(?)... Ogólnie mi wyszło, że mam coś koło 87... baba odrazu wydawała mi się wredna...
"-Wiesz chłopaczku, nie masz szans żeby iść na Systemy i sieci komputerowe. Nawet sobię nie myśl, że masz jakąś nadzieję - nie masz" - w tym momencie szczęki i pięści mi się zacisnęły - "ale..." - popatrzyła na mnie - "...widzę, iż jako drugi profil masz Automatyka przemysłowa. Możemy cię tam przenieść jako na główny przedmiot" - w tym miejscu zrobiłem <uff>.
Przeszedłem obok, na miejsce Automatyki przemysłowej i złożyłem ORYGINAŁY świadectw i wyników z egzaminu. Facet jeszcze raz podliczył, nadał mi numer na liście i powiedział, że mam średnie szanse by się dostać. Plusowo średnie. Popatrzyłem jeszcze złym wzrokiem na wredną babę i wyszedłem ze szkoły.
Moim drugim celem, gdzie poszedłem już sam - nie chciało mi się czekać na reszte, była szkoła pod Basenem. Po drodzę sobię myślałem tak: "Aleś ty głupi Wojtek... nie masz nawet co iść pod Basen bo złożyłeś tam do Liceum Humanistycznego, LICEUM! Przecież ty do technikum nie wiadomo czy się dostaniesz...". Hmm, myślałem, że trzeba sobię darować i nawet nie wchodzić do tej szkoły.. no ale, trzeba spróbować. Wszedłem, wpadłem do kolejki do liceum i po chwili oczekiwania podszedłem do biurka Liceum o profilu Humanistycznym.
Przywitałem się, położyłem papiery a babka zaczęła liczyć. W tzw. między czasie zacząłem miłą rozmowę z drugą kobietą siedzącą obok. Pytała się mnie za co dostałem to wyróżnienie - no to opowiedziałem jej pokrótce o konkursie powiatowym "Mój przyjaciel ćpun". Pytała mnie czy lubie czytać książki - no to jej mówie, że połykam jedną z drugą i nie mogę bez nich żyć. Pyta się mnie dlaczego akurat humanistyczny - no to jej mówię, że bardzo lubię pisać a po za tym chciałbym uczyć się tego co lubię. Okazało sie, iż kobieta z którą rozmawiałem prowadzi warsztaty literackie. "Uff" sobie pomyślałem "No to pokazałem się z dobrej strony". Po podliczeniu punktów okazało się, że mam 102 punkty. W przeciwnieństwie do wyniku ze szkoły pod Hutą - było Zajeb****. Babka licząca punkty powiedziała mi, że mam średnie wyniki ale za to mam dość średnio-dużą szansę dostania się do tegoż liceum. Uśmniechnąłem siew duchu "nooo..."...
Tak sobię potem zacząłem myśleć, iż jeżeli będą mnie chcieli w obu szkołach - pójdę do tego liceum. Jakoś bardziej mnie zaczęło ciągnąć do tego niż do parszywego technikum gdzie nie dał bym sobię rady z matmą i fizyką... no ale, zobaczymy jak to będzie 28'go.

13paszczak : :
cze 19 2006 Poniedziałek/Wtorek
Komentarze: 2

Mój dzisiejszy dzień był jak w tej chińskiej piosence: "Tysiące taczek pchamy i gówno z tego mamy"...

Poszedłem do szkoły mimo tego, iż jest to już praktycznie koniec roku, trzeba by więc w końcu zacząć się uczyć :)... Poszedłem tam z myślą o kilku wolnych lekcjach przegadanych na jakieś dzikie tematy z klasowymi kumplami. A tu stało się całkiem inaczej... nie no... prawda, matematyka byął fajna (na tyle ile może być), ale już podczas biologii wpadł (Wielki i wszczechmogący) dyrektor i zbarał nas czterech (Krecik, Borys, Kierdzioł i ja) oraz z B (Oszajcę i Konopkę) w celu pomocy w rozkładaniu sceny z sobotniego koncertu i wczorajszego festynu (na którym, nomen omen, nie byłem bo nie miałem siły się ruszać). Każdy z nas myślał, iż będzie to robota w stylu: ściągnąć nagłośnienie, lub światła co było by lekką robotą. A co my tu zastaliśmy? Mieliśmy rozłożyć CAŁĄ scenę i załadować na pakę tira... niech to szlag...

Cztery godziny roboty żeby to wszystko rozłożyć i zapakować, a nawet nie dostaliśmy "dziękuje"... "poczekajcie tutaj chłopaki, przyniosę wam kiełbaski, keczap, napoje - odpoczniecie"... zaufać takiemu.... 5,15,30,45 minut czekamy... i co? I nic, nie ma go! Nigdy więcej nic nie robie dla tego skurwla Huberta K. A jutro w szkole opieprze dyrektora na koniec roku, a jak... i zarządam wzorowego zachowania...

13paszczak : :
cze 19 2006 Poniedziałek
Komentarze: 0

Sobota była dla mnie jednym z najlepszych i najsmutnieszych dni w ostatnich miesiącach. W mojej miejscowości miały miejsce obchody 450 - dziesięciolecia, podczas których wojowie z różnych stron Polski walczyli na śmierć i życie... szczerze mówiąc druga część tego zdania nie ma raczej sensu. Nie można przecież nazwać "walką na śmierć i życie" wywijaniem żelaznym mieczem i tak nie mogąc sobię nawet trafić w przeciwnika. Wg. mnie był to pokaz nieudaczności i braku umiejętności ze strony wcześniej wymienionych rycerzy. No ale niektórym się podobało...

Pogoda od początku imprezy nie dopisywała. W pierwszy dzień była jeszcze jako-taka, lecz kolejnego - panie, daruj! Deszcz lejący się wiadrami, zgrzytanie zębów, płacz dzieci i siwy dym. Mimo to jednak koncerty które miały miejsce (dzięki  namowom prezentera - "Tutaj pod sceną naprawdę nie jest mokro" ;D) dawały czadu. Dzięki namowom wcześniej wymienionego prezentera (pozdrawiam serdecznie ;D) odrazu wypadłem pod scenę, na której zaczynała grać jakaś punkowa kapela. Pod samą sceną oczywiście, nieodłączne w tego rodzaju koncertach, pogo. Jak to zwykle ze mną bywa - chciałem, ale nie mogłem. Każda cząstka mojego ciała chciała skakać w tym deszczu, krzyczeć jak Zwierzak z Muppetów i jak oszlały obijać się o wszystkich dookoła. Niestety mózg nie kierował mojego ciała w odpowiednim kierunku, tak jakby mi mówił "Stój na miejscu, nie bądź głupi!". Potrzebowałęm kogoś kto by mnie wypchnął w ten kłębiący się tłum i pomógł mi wystartować. Na całe szczeście znalazł się taki człowiek (dzięki Cyguś ;D) i już po chwili szalałem pod sceną razem z innymi. Skakaniu jak oszalała małpa i wywijaniu łapami niczym wiking w szale bojowym końca nie było widać. W końcu wyczerpany, kiedy punkowy zespół zacząłem schodzić ze sceny, postanowiłem zrobić sobię przerwę. A było dopiero kilka minut po 19...

W czasie przerwy miał miejsce dość śmieszny (choć może z innej strony - żałosny) incydent. Jak to zwykle bywa na takich imprezach, była kupa punków i metali (i chwała wam bracia za to, że było was więcej!). Oczywiście nie mogło zabraknąć paru neo-nazi którzy odrazu zaczęli robić dym. [W tym miejscu chciałbym wyśmiać ochronę która miała pilnować by nikt niepożądany nie wszedł na scenę - HAHAHAHAHA!!!] Pewien gruby skinolec wtoczył się na scenę i zaczął śpiewać coś o eksterminacji żydów ("Tak jak mówił Hitler, żydów trzeba lać." - or somethings like that). Niektórych doprowadziło to do nerwów, niektórym przyspożyło większą ilość poczucia humoru ("Polska dla polaków, Ziemia dla Ziemniaków!" - <rox> ;D). Później tenże neo-nazi został zgarnięty za lanie się z jakimś metalem. I tyle było dymów było na imprezie ;).

Najlepszym zespołem koncertu (wg. mnie oczywiście) był "Monstrum" z Rzeszowa. Zaje*** melodyjny heavy metal w stylu Helloween (Serdeczne pozdrowienia dla was chłopaki, trzymajcie się ciepło!). Wykonał mase świetnych utworów za co należą im się długie brawa i owacje na stojąco! Oczywiście pogo musiało być... a jako, że byłem w samym środku, masa skłębionych ciał zgniotła mnie doszczętnie i do tej pory napieprza mnie lewa ręka i nie mogę ruszać szyją od machania dynią ;).

Mimo tego lekkiego uszczerbku na zdrowiu myślę, iż koncert był naprawdę świetny i bardzo chętnie powtóżył bym go już teraz!

A Siwego z Woodstocku kojarzycie? Był na koncercie :)

13paszczak : :
cze 15 2006 Czwartek/Piątek
Komentarze: 1

Kiedy ktoś mi mówi o rodzinie - pierwsze moje skojarzenie, to moja rodzina. Kochająca babcia której nigdy nie chce słuchać. We wszystko wpieprzający się ojciech który, choć tego nie okazuje, napewno mnie kocha. Moja matka zmarła gdy miałem siedem lat więc nie mogę teraz wiele powiedzieć dobrego o niej. Nie mogę o niej powiedzieć nic dobrego, bo jedyne co pamietam to to, że zawsze wszczynała wielkie kłótnie. A potem nagle zmarła, tak o, poprostu... Nie płakałem na jej pogrzebie tak jak wieksześć dzieci. Może to dlatego, iż byłem jeszcze zbyt młody albo dlatego, że czułem się z jej strony nie kochany.

Dopiero później uświadamiam sobię znaczenie tych słów - rodzina. Prędzej czy później będe musiał założyć własną jeżeli będe chciał żyć jak każdy Normalny człowiek. Znajdę kobietę swojego życia, będziemy mieli dzieci i wszystko będzie dobrze. Brzmi ładnie.. ale czy to takie łatwe? Posiadanie rodziny oznacza posiadanie daru odpowiedzialności której, jak mi się teraz zdaję, nie nabęde jeszcze przez dość długi okres czasu. Trzeba umieć wychować, opiekować się, zadbać, zapewnić dobrobyt, dach nad głową, jedzenie... czy będe umiał? Nie wiem...

Szkoła, szkoła, szkoła... było średnio, jest średnio, będzie średnio (może gorzej). Średnia na koniec roku 3,4 - średnio. Z egzaminu 52 punkty - średnio. Zachowanie "Bardzo Dobre" - dużo lepiej niż średnio. Jestem pieprzonym średniakiem... a zresztą kogo to obchodzi. Teraz tylko pozawozić wyniki z egzaminu i oceny pod Hutę i Basen i będzie dobrze. O ile któraś z tychże szkół mnie przyjmie...

13paszczak : :
cze 13 2006 Wtorek/Środa
Komentarze: 0

Komers miał miejsce w sobotę, no cuż, minęło kilka dni dopiero teraz postanowiłem napisać coś na ten temat. Wiele rzeczy musiałem przemyśleć, inne myśli całkowicie zmienić. Cały plan który układałem sobię dzień przed komersem szlag trafił a mi pozostało wtedy tylko usiąść i obserwować dalej toczące się wydarzenia...

Pacholczykowa na komers nie przyszła, a więc myśl o pięknym tańcu poszedł w diabły. Na taniec z innymi dziewczynami nie miałem nawet co liczyć. Ile razy pytałem o oddanie mi choć jednego tańca - tyle razy otrzymywałem jedną krótką i wymowną odpowiedź "Nie!". Może dziewczyny nie chciały ze mną rozmawiać, może nie chciały ze mną tańczyć, a może w ogóle nie chciały mnie znać... tej tajemnicy także się raczej nie dowiem...

Komers sam w sobię być mógł jeszcze bardzo dobrą zabawą, ale cały nastrój wcześniejszych godzin tak mnie dobijał, iż pod koniec imprezy (a było to już koło drugiej w nocy) siedziałem tylko, obserwowałem tańczące pary a po moich policzkach ciekły słone łzy. Czułem się strasznie widziąc tych wszystkich...

Gdy przypatruje się temu bliżej, myślę, "Mogło być gorzej"... ale czy może być już gorzej...?

13paszczak : :